OCLIÊ W CHOLERË Czy zastanawialiôcie sië kiedykolwiek nad tym, dlaczego oryginalne programy sâ tak niesamowicie drogie? Zapewne tak. Nawet wiem, do jakich wniosków doszliôcie po chwili zastanowienia: "Wszystkiemu winni sâ ci pazerni kapitaliôci, którzy chcâ zedrzeê z biednego amiganta ostatniâ koszulë". Cham Choê Cham ma poglâdy (na co wskazuje ksywa) mocno komunizujâce i za kapitalistami nie przepada, tym razem jednak muszë wziâê w obronë producentów legalnego oprogramowania. Aby nie byîo nieporozumieï -- wyîâcznie krajowych. To wszystko nie jest wcale takie proste, jakie mogîoby sië wydawaê na pierwszy rzut oka. Postawmy sië w sytuacji takiego pazernego kapitalisty. Zamierzyî sobie zbiê kapitaî, wypuszczajâc grë. W AMOS-ie? Skâdûe, tego nikt nie kupi -- gieîda ludzi rozpuôciîa. Stworzenie dobrej gry wymaga zaangaûowania zdolnych ludzi, a ci sië ceniâ. Skâd zatem wziâê pieniâdze? Po chwili przychodzi olônienie. Sprowadzi sië kilka gierek z Zachodu, sprzeda i bëdzie moûna zainwestowaê w "software made in Poland". Abstrahujë od kîopotów zwiâzanych ze znalezieniem odpowiednich funduszy, kontaktów zagranicznych, wyboru ciekawych i w miarë niedrogich (a zatem sprzedawalnych gierek). To kîopot naszego bohatera. Jest to jednak czîowiek obrotny i jakoô przez wszystko przebrnâî. Wîaônie zakupiî (powiedzmy w Hamburgu) kontener gier i mknie w kierunku granicy. Odstoi swoje, zapîaci cîo, akcyzë i Bóg wie co jeszcze. Nareszcie ma to wszystko z gîowy. A zatem "hulaj dusza"... Wcale nie. Wybredni klienci zaczynajâ narzekaê: "jak to, tyle pîacë, a gierka z niemieckâ instrukcjâ?". Dobra -- tîumaczymy. Niewaûne, ûe tîumacze niedobrzy i drodzy, a ceny druku idâ w górë w tempie zastraszajâcym. Mamy instrukcjë. Nie wystarcza to wybrednisiom "Eeee, gra po niemiecku". Uruchamiamy kontakty i uzyskujemy licencjë na przetîumaczenie programu. Gra i buczy? Wcale nie! "Iiii, co to za gierka. Na CD-ROM-ie to dopiero sië giercuje." Na nieszczëôcie naszego kapitalisty -- wersja na kompakcie juû powstaîa. I tu caîa koîomyjka zaczyna sië od nowa. W miëdzyczasie (który jakoô podejrzanie szybko pîynie) jeszcze szybciej wzrastajâ wszelkie koszta (cîa, podatki, akcyzy, koszty druku itp.). Jakby tego nie byîo dosyê -- rzâd obkîada gry najwyûszym z moûliwych ceî (co znajduje odbicie w akcyzach, VAT-ach itp. czynnikach cenotwórczych). Najzupeîniej zrozumiaîe: zeszîoroczna susza spowodowaîa taki wysyp gier komputerowych na polskich polach, zwîaszcza na kompaktach, ûe nasi dzielni rolnicy nie nadâûajâ ze sprzedaûâ. Trzeba zatem chroniê ich interesy. Budûet dziurawy? Podniesiemy dodatkowo cîa. Na programy? Nie, bo znowu jajogîowi sië obraûâ. Ale na gry -- proszë bardzo! Nie bëdzie Doomiec pluî nam w twarz ni dzieci nam Raptorzyî. Do oporu! Doprowadzony do rozpaczy, angaûuje ostatnie fundusze i znajduje grupë wyjâtkowo zdolnych krajowych programistów, grafików, muzyków, którzy w krótkim czasie piszâ mu genialnâ grë. Oczywiôcie, skoro jest genialna, zajmuje 700 dyskietek lub 1 CD-ROM. I tu dopiero zaczynajâ sië schody. Nagrywaczkë îatwo znaleúê (najîatwiej na pobliskiej gieîdzie, ha, ha). Mamy zatem kompakt-matkë. Trzeba jâ teraz tylko powieliê. "Tylko" -- to dowcipnie powiedziane. W caîej Najjaôniejszej powielajâ jedynie kompakty muzyczne. Komputerowych, czy choêby Photo CD -- ani, ani. Nie szkodzi. Nasz kapitalista nie od parady ma jednak kompakty (pardon, kontakty) na Zachodzie. Program juû jest, a zaprawiony w twardych bojach z cîem i fiskusem nasz bohater wie, ûe usîugi sâ taïsze niû produkcja. Zleca zatem powielenie niedrogiej firmie (powiedzmy, ûe w Pradze, aby transport byî tani). I juû jest w domu... a przynajmniej tak mu sië wydawaîo. Powielony kompakt (wyprodukowany w kraju) jest bowiem traktowany przez naszych celników jako... program przywieziony z Zachodu i stosownie do tego oclony. W sumie wychodzi sië na caîej imprezie jeszcze gorzej niû na pozakontyngentowym sprowadzaniu samochodów (które ze wzglëdu na 100% "przebicie celne" uwaûane byîo dotâd za wyjâtkowo nieopîacalne). Nasz bohater ma teraz dwa wyjôcia. Albo zostaê z rëkâ w nocniku na stercie kompaktów i przyglâdaê sië, jak jego program sprawnie "rozprowadza" gieîda, albo sprzedaê wszystko po znacznie zaniûonych cenach (jak sië trafi ôwinia i doniesie, to moûna jeszcze podpaôê pod juû obowiâzujâcâ ustawë antydumpingowâ). Aby byîo weselej, nadchodzi czas pîacenia podatków. W kompaktach ûaden Urzâd Skarbowy nie przyjmie. Czyûbyômy znaleúli sië w sytuacji bez wyjôcia? Nie. Wyjôcie jest. Naleûy uruchomiê polskâ powielarnië. Ale to "trochë" kosztuje. A zatem do tego czasu bëdziemy skazani na drogie programy (zarówno na kompaktach, jak i na dyskietkach, bo opisane straty nasz bohater musi sobie odbiê). A czas ten bëdzie tym dîuûszy, im wiëcej bëdziemy kupowaê na gieîdzie. A przy coraz droûszych programach -- bëdziemy to robiê dîugo. Moraî: Ci sami urzëdnicy, którzy lekkâ râczkâ podpisujâ sîawetnâ Ustawë, drugâ râczkâ naganiajâ coraz wiëksze tîumy na gieîdë. Jak dîugo bëdziemy ûyê w kraju, w którym rzâdzi prawo za chamskie nawet dla takiego Chama jak ja? Dîugo, skoro najwaûniejszy Minister jako szef pewnego gremium jednâ rëkâ podpisuje ukaz o zakazie podwyûek cen centralnego ogrzewania, a drugâ w tym samym dniu (juû jako "tylko" Minister) ukaz, ûe moûna to robiê -- to jego podwîadni muszâ go naôladowaê. Staroûytni Grecy mawiali: "Jeôli przy narodzeniu Muza pocaîuje niemowlaka w czoîo -- bëdzie mëdrcem, w usta -- krasomówcâ" itp. Pytanie za 10 zî po denominacji: Gdzie Muza pocaîowaîa naszych przyrosîych do stoîków polityków? A zatem nasz Minister bëdzie jeszcze dîugo Ministrem. Na wieki wieków, amen (mimo, ûe co chwila grozi, ûe zabierze swoje zabawki, a moûe wîaônie dlatego). I w ten sposób kóîko sië zamyka. Na gîupotë nie ma bowiem rady. Cóû ludzie, chcieliôcie drugiej Japonii, no to jâ macie. Ûaden ustrój, nawet najdoskonalszy nie przyniesie dobrobytu, jeôli nie zmieniâ sië ludzie. A ludzie u nas ciâgle tacy sami, choê niektórzy przybrali nieco inne barwy. Ps. Wszelkie podobieïstwo krajów, sytuacji, osób i opîat jest jak zwykle wytworem chorej wyobraúni Chama.