Od redakcji: dochodzâ nas sîuchy, ûe coraz mniej miejsca poôwiëcamy sprawom nietechnicznym, publicystyce, sprawom Amigi w Polsce. Mamy nadziejë, ûe zamieszczone poniûej listy naprawiâ to karygodne niedociâgniëcie. Wszelkie materiaîy, które moûna zaliczyê do podobnego gatunku prosimy nadsyîaê, najlepiej od razu na noônuku magnetycznym, w kopercie z dopiskiem "PUBLICYSTYKA". [r] List otwarty do Pana Orzechowskiego Do napisania tego listu skîoniîa mnie wypowiedú na îamach Magazynu AMIGA niejakiego Jarka Orzechowskiego (nr 11/94 str. 114). Jest to Pan, który podobno na bieûâco ôledzi ûycie sceny amigowskiej. Wyraúnie nie podoba mu sië fakt przyrysowywania rysunków przez grafików ze sceny. Bo to niemoralne, zîe i w ogóle fuj... Nie byîoby jeszcze ûadnej sprawy, gdyby Pan Orzechowski poprzestaî na tym, ale nie -- musiaî pójôê dalej. Na îamach publicznych obraûa grafika, którego obrazek zajâî pierwsze miejsce na Intel Outside party -- obraûa Yogë/MYSTIC. Mianowicie, Pan Orzechowski zarzuca Yodze to, ûe wystawiony obrazek jest przerysowany i jest to po prostu plagiat. Zbulwersowany Pan Orzechowski pisze, cytujë: "(...) jawny chamski plagiat i jeszcze dostaî za to nagrodë. To jest juû po prostu KPINA!!! Czy tak ma byê?". Ciekawa rzecz -- niby "ôledzi twórczoôêê polskiej sceny amigowskiej", a jednak nie docierajâ do niego najprostsze reguîy rzâdzâce scenâ. Odkâd tylko siëgam pamiëciâ niepisane prawa mówiâ, ûe jeôli grafik przerysuje obrazek, to uwaûa sië to ZA JEGO PRACË. Co innego gdyby po prostu zeskanowaî obrazek i podpisaî sië pod tym. Ale to juû wyjaôniî Panu Orzechowskiemu Miklesz/DAMAGE na îamach numeru 2/95 MA. Wierne skopiowanie grafiki wymaga wiele wytrwaîoôci i znam kulku grafików, którzy praktykujâ taki wîaônie rodzaj dziaîalnoôci. I co? Czy sâ przez to jakimiô scenowymi pariasami? Bzdura! Nikt ich w ten prosób nie traktuje, no chyba ûe jakiô ekspert-obserwator spoza sceny, jak chociaûby Pan Orzechowski. Rozbawiî mnie teû ten fragment listu, cytujë: "(...) publikujecie prace Borisa Valeyo zrëcznie pozbawione niektórych detali przez domorosîych 'twórców' grafik fantasy (...). Czy naprawdë nie macie w redakcji osoby, która potrafi odróûniê Borisowy plagiat od oryginalnej pracy?". Chëtnie Panu odpowiem na to pytanie. Te obrazki sâ publikowane dlatego, ûe redaktorzy po prostu majâ pojëcie o reguîach rzâdzâcych ôwiatem sceny amigowskiej. I tu sië róûniâ od Pana, Panie Orzechowski. A skoro juû jesteômy przy Borisie Valeyo, to podejrzewam, ûe wedîug Pana zasad i on jest plagiatorem. Tak, tak, w koïcu najpierw przelewa na papier sylwetki swoich modelek i modeli. Tak wiëc plagiatuje... naturë. I jeszcze jedno. Ûycie na scenie nie polega tylko na wybraniu sobie ksywki i leûeniu do góry brzuchem, jak to Pan sugeruje. Gdyby Pan Orzechowski pracowaî zarobkowo z takim zapaîem, z jakim wielu z nas pracuje dla samej satysfakcji, to z pewnoôciâ po pewnym czasie byîby Pan w stanie kupiê za zarobione pieniâûki Amigë. I zamiast traciê czas po próûnicy, jak obecnie, na pewno pokazaîby nam NOWÂ SCENOWÂ JAKOÔÊ w rysowaniu... The Knight/OBS Krzystof Bura, Leszno. *** Muszë przyznaê, iû byîem w rozterce; pisaê czy nie. Sprawa nie jest moûe warta zachodu, niemniej od pewnego czasu staje sië irytujâca. Byê moûe tylko ja tak to odbieram, choê nie sâdzë. (...) Chodzi o JEJ WYSOKOÔC SCENË, a konkretnie ostatniâ wypowiedú jej czîonka, niejakiego Miklesza. Facet, niestety, nie podaî ani swojego imienia, ani nazwiska. Uwaûa widocznie, ûe jest juû tak sîawny, iû sama ksywka wystarczy. Zastanawiajâca jest jego buta i arogancja w odpowiedzi na zarzut J. Orzechowskiego dotyczâcy autorstwa obrazka o nazwie "Rudzielec". Zarzut jest, moim zdaniem, w peîni uzasadniony. Tak sië bowiem skîada, ûe posiadam niewielki album prezentujâcy sztukë science-fiction i jest tam równieû "Rudzielec", z tym, ûe jest on autorstwa, tak jak oisaî J. Orzechowski, amerykaïskiego twórcy J. Warhola. Natomiast to, co zaprezentowaî Yoga, jest po prostu plagiatem i plagiatem pozostanie bez wzglëdu na to, jakich argumentów bëdzie uûywaî Imê Miklesz. A jeûeli prawdâ jest to, co pisze, cytujë: "Chyba nie zdaje on sobie sprawy z tego (dotyczy J. Orzechowskiego), ûe na wymyôlenie naprawdë dobrego obrazka i narysowanie go staê co najwyûej kilku grafików ze sceny", to biedna jest to scena. A tak naprawdë, Kolego Miklesz, to nikt na scenë nie pluje, bo i po co? Padî konkretny, rzeczowy zarzut, a porównywanie przerysowywania obrazków do przepisywania ksiâg przez benedytkynów... Wybacz, ale ja Twoim wzorem, Kolego Miklesz, napiszë HA HA HA! W caîej tej sprawie chodzi jednak o gîëbszâ rzecz. I wszyscy wiemy, o jakâ. Nazywa sië ona Prawa Autorskie i dotczy nie tylko programów komputerowych, Kolego Miklesz. A wiesz, jak sië nazywa czîowiek podpisujâcy sië pod cudzâ pracâ? Na pewno wiesz! Wiëc po co ta caîa gadka o pluciu na scenë i mieszaniu jej z bîotem. Jeôli jednak jest ona mieszana z bîotem, to nie przez J. Orzechowskiego, lecz przez tych, którzy podszywajâ sië pod cudzâ wîasnoôê. Wiem, ûe znów mogâ byê wysuniëte argumenty typu: O! nastëpny specjalista od sceny! Infromujë wiëc. Specalistâ nie jestem, a jeôli scena kieruje sië takimi zasadami, ûe nagradza plagiaty, to nie chcë nim byê. I jeszcze kilka sîów do tych, którzy uwaûajâ sië za tak zwanâ Elitë. Trochë wiëcej skromnoôci. Wiem, ûe Wasza wiedza jest duûa, ale to nie usprawiedliwia arogancji (artykuî "Lamerom nie" i odpowiedú Milkesza). Jeôli czujecie sië naprawdë mocni, to polski rynek Amigi czeka. Stwórzcie program na miarë np. Final Writera, Reala lub Brilliance'a, a nie rywalizujcie miëdzy sobâ kolejnymi demkami, którymi zachwyca sië dziatwa szkolna. Bez naprawdë powaûnego POLSKIEGO oprogramowania Amiga pozostanie u nas komputerem do gier, zabaw i, co gorsza, pozostanie obiektem kpin ze strony uûytkowników pecetów. A szkoda zepchnâê tak dobry komputer do pozycji konsoli do gier. Sîawomir Ertman, Tomaszów Maz.