O ile w kwietniu wiosna jeszcze nie ukazuje naszym zmysłom wszystkich swoich blasków, całej swej tęczy kolorów i dźwięków o tyle miesiąc maj czyni to w nadmiarze. Tegoroczna wiosna nadeszła, jak co roku zresztą, 21 marca. Można każdej porze roku zarzucić konserwatywność co do terminów ale ja żadnej pory roku nie witam równie radośnie co wiosnę właśnie.
A dlaczego?
Weżmy takie lato. Wakacje, pływanie, wyjazdy i wysypianie się. Nie całe jednak spędzamy poza szkołą (to akurat nie najlepszy argument na korzyść wiosny - korekta, czyli autor). Pierwsze i ostatnie dni siedzimy w murach ukochanych szkółek. Kalendarzowo rzec biorąc. Jest jeszcze kilka pomniejszych zalet letnich miesięcy, ale bledną one pod natłokiem ciemnych stron omawianej pory roku. Udar słoneczny - tylko lato sprawić nam może tą przyjemność. Uschnięcie w drodze do żródła wody to dwa. Roztapianie się w cieniu - trzy. Kleszcze lubujące się w naszym gatunku, że o komarzycach nie wspomnę. Mało? Więc dalej z litanią. W jakim okresie roku topi się najwięcej ludzi, hę? Czy to nie latem można się zapaść w asfalcie? A kiedy to spłukujemy się z całej forsy zmuszeni wydawać ją na obleśne chemiczne soczki? Kiedy to brakuje wiatru, który by nas schłodził? Kiedy na wsiach jest najwięcej roboty? Tą porą kupując wyżerkę ryzykujesz kupno zepsutej żywności. I te noce krótkie - ledwo zdążysz zasnąć a tu już ranek cię wita. Typowy samiec zawoła: "Latem dziewczyny gorące...". Dodam od razu: "od potu cuchnące".
Następną w kolejce do bicia jest jesień. Zalety: dłuższe noce, już się nie topimy, "szkołofile" znów chodzą do swej ukochanej, rolnicy żniwom mówią "See Ya!", komary odlatują w siną dal. To w zasadzie wszystko. Przystąpię do ataku. Normalni ponownie zaczną przez około 9 miesięcy ogrzewać krzesła w szkole. Wyspać się nie będzie można. Przyjdziesz ze szkoły do domu, chcesz gdzieś wyjść - a tu ulewa. Z deszczu pod rynnę, jak to mówią. Takie śliczne jaskółki i bociany opuszczają polskie ziemie. To właśnie jesienią przyroda nas zdradza. To chyba jesienią dopadają nas myśli ponure. Wspominamy wakacje i próbujemy przemóc naturalną i słuszną niechęć do szkolnego sposobu kształ- cenia. Drzewa z liści łysieją, zrzucając je wtedy, gdy pod nimi stoimy. Specjalnie i złośliwie. Nie można już się ukryć za krzakiem bez liści. Ileż to klas jeździ wówczas na różnego rodzaju wykopki buraków czy też ziemniaków. Inni po jabłka schylają grzbiet swój prawie skostnały letnim lenistwem. Przychodzisz do sklepu i przed tobą ktoś kupuje ostatnią parę gumowców. Szczęściem zostawia dla ciebie ostatnie palto, tzn. trefne. Słowem: "Żyć nie umierać" odwrócić tu należy.
No to zima, jak mówią niektórzy pod koniec roku szkolnego. Mamy krótki ferii okres i wieczory długie graniu w cokolwiek sprzyjające. Prezenty pod choinką. I co z tego skoro obecnie zimy są letnie (+15 stopni w cieniu - tak naprawdę było w połowie lutego na Opolszczyźnie) a śnieg o tej porze roku wywołuje w nas zdziwienie. Niedźwiedzia nijak nie upolujesz. Budzisz się rano, przez okno patrzysz i noc widzisz. Myślisz "pośpię jeszcze chwilek kilka". Więc chrapiesz dalej. Otwierasz oczy i dalej ciemno. Bo to już wieczór o wpół do czwartej. Jeśli uda ci się obudzić, po omacku zasuwasz do pracy czy szkoły przy akompaniamencie chóru gawronów, zaiste uroczo ćwierkających. Pojedziesz w góry na narty, przeczekasz pół dnia przy kolejce linowej i zjeżdżając nogę w trzech miejscach złamiesz. Czekasz rok na następną zimę, na próżno, bo śnieg ani myśli spaść. Jeśli zaś na saniach jazda cię pociąga to bez stłuczek się nie obejdzie. Na lodowisku też idzie się połamać. A ilu akrobatów na chodnikach... Cyrkowcy wpadają w kompleksy. W razie awarii ciała będziesz tym, dla którego gipsu zabraknie. Żeby choć chodniki bardziej oddalone były. W końcu ile znosić można samochody ciapą nas chlapiące. Do tego zima czasem głupieje i potrafi nas niemalże zamrozić na cacy. Hu, hu, ha, nasza zima zła.
I wreszcie wiosna. Wady: trudno pisać o czymś czego nie ma. Strony pozytywne
więc. Zacznę od banałów. Życie "zmartwychwstaje". Trawa znów jest zielona,
lasy stają się domem dla zwierzaków. Wrony i inne krukowate krakać przestają.
Nie trzeba być już dobrym dla głodujących zimą ptaszków. Liście na drzewach
się pojawiają. Czy to nie piękne... Temperatura w sam raz. A gdy maj ukochany
przez czasu objęcia się przewija i wszystko już do normy powróciło wtedy na
rower wsiąść pora. Któreż poranki nad majowe chwalić sobie można? Czy latem na
majówki się udajemy? Maj miłości miesiącem. W maju przyrodą w pełni i zenicie
się delektujemy. Zapachy miesiąca owego wyznaczają kanony dla producentów
perfum. W maju jak w raju. Kobitki też do pląsów skorsze. I nie pachną ubo-
cznymi produktami skóry. Majem tylko Gargamel się nie zachwyca. Noce i dnie
są optymalnie długie. Biegając i sporty uprawiając nie odwadniasz się tak jak
w porze kolejnej. Ach! Przenieść się do krainy wiecznego maju...
Ale już, za dekady kwietnia dwie, maj uraczy nas swym towarzystwem wyśmienitym.
W maju też paru kumpli moich matury mieć będzie. He, he - to maja zaleta kolejna. Ależ łatwo mnie, facetowi po przejściach (maturalnych), natrząsać się z nich. Niech mi oni to wybaczą.
Płakać się zachciewa - maj ma do dyspozycji tylko 31 dni. It's really unfair!
Każdy artykuł przypomina życie - kiedyś się kończy. Ten tekst właśnie osiągnął swój kres. Pisany był po to, by nasączyć w was sofizmatów krztynkę. Ale maj, wyznam szczerze, jest moim ulubionym miesiącem. I czy tylko moim?
7-8 kwietnia 1997
Kędzierzyn-Koźle, by Elessar