Zmierzchało.
Ale Humorek już wpadł na pomysł jak zabić nudę nadchodzącej nocy.
Z całkiem naturalnym dla niego uśmieszkiem, który ktoś niewtajemniczony
nazwałby wybitnie kretyńskim, spojrzał na przyjaciela. Wiedział, że Filozofik
jak zwykle potępi jego koncept, ale świadom był również faktu, że Filozofik
jeszcze nigdy wystarczająco stanowczo nie odmówił mu pomocy w realizacji
zamiarów, zawsze - powiedzmy - nietypowych.
- Wiem! - krzyknął, budząc przyjaciela - To będzie super!
- Nie ma mowy, wykluczone, veto! - Filozofik natychmiast zajarzył, że
Humorek zachowuje się tak jak zawsze. Czuł jednak, że zaprotestował jak
zwykle za późno. Humorek właśnie kończył kreować się na ducha.
- Stary, przecież dzisiaj mamy pełnię - mówił przejęty - Wiesz ilu ludzi
lubi się błąkać w ciemnościach i gapić w satelitę?!
- Tak, ludzie od zawsze mieli lekkiego świra na punkcie księżyca. Księżyc
inspirował poetów, uczonych, mistyków. Gdyby nie księżyc,to...
- Ple, ple, ple, ty jak zawsze swoje - urwał stanowczo zamęczony tyradami
kompana Humorek - Dzisiaj mamy okazję postraszyć ludzkość, wbić się
w pamięć co po niektórym, okazyjnie sprawić, by gmin uwierzył w ducha.
A wtedy my, szantażując ich zemstą paranormalną, będziemy od nich wyłudzać
pieniądze, żarcie, alkohol, co nam tylko przyjdzie do głowy.
- Wstydź się, grzeszniku! Powinienem Cię wziąć i obić a potem wysłać do
spowiedzi. Masz farta jednak, że jeszcze nigdy nie widziałem ciebie w roli
zmory. Tylko pamiętaj, że będę twoją przyzwoitką moralną i niech cię twoi
bogowie obrzydliwi mają w swej opiece, jeśli pozwolisz sobie na za wiele
i mnie rozsierdzisz - kończąc to zdanie zakrył sobie usta dłonią, jakby
usiłował kogoś przekonać, że nic nie powiedział tylko tak sobie ziewał.
Bogowie, w których wierzył Humorek, tylko czekali na obelgę ze strony Filozo-
fika. Ich ulubioną rozrywką było nie marnowanie żadnej okazji by móc pod
byle pretekstem trochę go pomaltretować. Nie cierpieli tego, że był
mądrzejszy od ich ulubieńca, nie znosili tej jego wytrwałości do życia
zgodnie z zasadą "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe", zupełnie nie mogli
pojąć, dlaczego nie cieszy go cierpienie innych a karygodne zupełnie było
to, że Filozofik miał za mało nałogów. To był ich pretekst awaryjny, by
dosolić mądrali, gdyby tak czasem przestał na nich bluźnić.
Z radością unieśli Filozofika metr nad ziemię, obrócili o 180 stopni i nie
mogli się doczekać, by ten zaczął błagać o wybaczenie. Filozofik, znający
kaprysy swoich częstych katów, nie stracił zimnej krwi i wycedził:
- Moglibyście wymyślić coś oryginalniejszego... Na przykład zaskoczyłoby
mnie, gdybyście mi nic nie zrobili - poczuł, że krew zaczęła mu już
napływać do czaszki - choć ten numer to nawet wam wyszedł. Humoreeek!
Powiedz im coś!!!
- Po co? Mnie się to podoba... Żebyś widział swoją czerwoną gębę...
No dobra, przeproś ich, może okażą ci łaskę.
- Cholera, że też ja nie mam żadnych znajomych bogów - zaklął w myślach, po
czym ochryple krzyknął- O bogowie mego najdroższego przyjaciela! -
Filozofik miał dar przekonywania - Raczcie wybaczyć mi moją haniebną pomyłkę
co do waszej oceny, każdy może się pomylić, więc i taki nędzny robaczek jak
ja. A Humorkowi nie będę przeszkadzał w chwalebnym straszeniu i robieniu
ludzi w balona.
Łup! Bogowie okazali miłosierdzie Filozofikowi zrzucając go w pobliskie
pokrzywy. Musiała im się spodobać wypowiedź heretyka, bo na ogół zrzucali
go na na psią kupkę.
Filozofik burknął tylko do Humorka, że niech sobie robi co chce, byle pozwolił
mu przespać choć jedną noc spokojnie.
- Nie ma mowy, przecież ktoś musi segregować i spisywać łupy. Ty, kochany
Filozofiku jesteś dokładny a poza tym tylko ty umiesz pisać.
- Dobrze, ale wpierw będziesz musiał ukraść dla mnie jakieś pisadło i kawałek
pergaminu. A pisadło musi być piórem wyrwanym z gęsi żyjącej 567 dni, która
nie była nigdy w sytuacji intymnej z gąsiorem i której na imię Harold
i która...
- Gęś o męskim imieniu...jakże to, do cholery?
- Takie są przepisy. Natomiast co do pergaminu, to...
- Mam dobrą pamięć, obejdę się bez sekretarza. W takim razie będziesz mi
doradzał, czy warto straszyć daną osobę, bo chyba nie myślałeś, że będę
tracił czas na większych, silniejszych. Wiesz przecież bardzo dobrze, że
czas to pieniądz i nie mogę go marnować na wychodzenie z kontuzji...
- Czas to także świetny lekarz, mówią że najlepszy - powiedział zadowolony
z tego drobnego zwycięstwa Filozofik. Na szczęście refleks uświadomił mu,
że jest pod obserwacją bogów Humorka. Momentalnie przyjął skruszoną minę
i powiedział do kamrata:
- Naturalnie, że ci pomogę, przecież nie wypada zostawić przyjaciela
w potrzebie. Zwłaszcza, gdy jego cele są dobroczynne i nie służą
prywacie - z trudem zdławił ostatnie zdanie.
- Wzruszyłem się, chlip. Wiedziałem, że masz kryształowy charakter, chlip.
Ale do roboty! Przebierz się za krzak czy górkę, obojętne. Masz się nie
odróżniać od otoczenia.
Filozofik, zbierając liście, patyki, trawę zaczął jak to miał w zwyczaju
rozważać sytuację na zimno.
- Przyznaj no się, ale szczerze, robiłeś już to kiedyś? Bo wiesz, ja lubię
profesjonalizm i boję się, że się zacznę głupio śmiać, gdy ty wyskoczysz
na jakiegoś wieśniaka z okrzykiem "Uuu, to ja, twoja żona, którą do grobu
wpędziłeś swoim chrapaniem. Jak nie będziesz mi posłuszny to nie zaznasz
ani chwili spokoju, będę cię nękać nawet w wychodku. A my, duchy nie
lubimy nieposłuszeństwa...Uuu...". Bo wątpię, by ktokolwiek dał się
nabrać na tak naiwną gadkę.
- Jak możesz posądzać mnie o taką nieudolność - oburzył się Humorek - nikt
nie jest ode mnie lepszy w tej dziedzinie. Właściwie to mógłbym wystraszyć
każdego, prawdziwego ducha też. I przestać się tak uśmiechać, bo jak cię
nastraszę, to moi bogowie pogniewają się na mnie za uśmiercenie przez szok
ich ulubionej zabawki.
- Przestań się wreszcie przechwalać i przystąp do czynu. Najbliższe osady
ludzkie są około 3 kilometry, lub jak wolisz około 300.000 centymetrów stąd
na północ. Czy skończyłeś już makijaż?
- Ja już jestem gotów, ty zaś mądralo mógłyś sobie lepiej zamaskować tą
wredną uczciwą gębę, bo ci te bystre oczka nazbyt widocznie świecą.
- Twoja zaś upiorność doskonale harmonizuje z charakterkiem.
- Starczy tych komplementów, to nie randka z Marylin. Do nogi, Filozofik!
- Coś powiedział! Przez ten uniform palma zaczyna ci odbijać! Pójdziemy
jak równy z równym, jasne! - krzyknęła gniewnie pozytywna połowa duetu.
- Dobrze, już dobrze. Tylko proszę, dotrzymaj mi kroku...
- To ty się mnie trzymaj. Beze mnie to nawet nie wiesz jak się robi siusiu.
Tak oto rozprawiając w koleżeńskiej atmosferze podeszli pod osady gatunku,
nazywającego siebie władcami ziemi. Znali tą wioskę dobrze, wiedzieli gdzie
jej mieszkańcy lubią spacerować. Z możliwie największą ciszą na jaką pozwa-
lają stosy przebrań, skierowali się w stonę Alei Do Rozwiązywania Kłopotów
Osobistych. Filozofik dobrze wiedział, że nie ma człowieka całkowicie bez
problemów, zdawał też sobie sprawę z popularności Alei. Chyba tylko Humorek
by nie zauważył, że na samej ścieżce wszelkie ślady roślinności zostały już
w zamierzchłej przeszłości całkowicie zdeptane. Humorek zresztą prawie nigdy
nie patrzył pod nogi i dlatego lubili go szewcy.
- Patrz Humorek, masz pierwszego klienta - rzucił sucho Filozofik, bacznie
obserwując przyjaciela. Uwielbiał go obserwować, bo zawsze utwierdzał
się w przekonaniu, że bogowie nie są aż tak wspaniali, skoro tolerują
wyznawców pokroju Humorka.
- Hurra, nareszcie! - wrzasnął zniecierpliwiony półminutowym oczekiwaniem
Humorek - Cholera... Zwiał.
- To po co się tak wydzierasz, ty profesjonalisto...
- Aa, niechcąco mi się wyrwało. I najlepsi popełniają błedy, ty Filozofiku
powinieneś o tym wiedzieć. Ale właśnie miałeś jeden z dowodów mojej
straszliwości. Bo sam byłeś świadkiem, że przestraszył się nawet mnie nie
widząc. Co ty na to, marudny sceptyku. Któż jeszcze może się pochwalić
takim potwornym głosem, hę?
- NIE ROZŚMIESZAJ MNIE!
- Więc śmiejesz się ze mnie, taaak...
- W tej chwili wybitnie nie jest mi do śmiechu - dziwnym tonem zabrzmiał
bas Filozofika - Żałuję, że sobie nadal nie lewituję do góry nogami
3 kilometry stąd.
- Filozofik, co ci? Czy... - Humorkowi zaschło w gardle, zobaczył bowiem coś
unoszącego się w powietrzu. Nie był to ptak, nie był to owad. Przypominało
ducha. Takiego przeraźliwie przeraźliwego, nie cierpiącego konkurencji.
Patrzył wściekle swoimi purpurowymi oczami (choć okulista by tego tak nie
nazwał) na winowajców.
- I TY HUMORKU ŚMIESZ PARODIOWAĆ FACH SPIRYTYSTYCZNY!? - to nawet nie
brzmiało jak gniew i oburzenie, przypominało raczej apokalipsę - ZAWIODŁEM
SIĘ NA TOBIE FILOZOFIKU, ŻEŚ NA TO POZWOLIŁ TEMU PROFANOWI. MACIE SZCZĘŚCIE,
ŻE WŚCIEKŁOŚĆ TAK WZBURZYŁA MI ZMYSŁY I NIE WIEM JESZCZE JAK WAS
UKARAĆ.
- Czy ty jesteś naprawdę duchem prawdziwym czy tylko mistrzem kamuflażu? -
zainteresował się już opanowany Filozofik, pragnąc skierować rozmowę na
bardziej bezpieczne tematy od proponowania zjawie pomysłów na swoje
i przyjaciela uśmiercenie.
- NO WIESZ! - mara była wyraźnie zaskoczona - JESTEŚ PIERWSZYM WĄTPIĄCYM
W MĄ PRAWDZIWOŚĆ. I WY DWAJ ŚMIELIŚCIE PRZEDE MNĄ NIE UCIEKAĆ... HM, TO
MI SIĘ JESZCZE NIE ZDARZYŁO...
- A od dawna pędzisz taki tryb życia? - włączył się i Humorek.
- WŁAŚCIWIE TO DOPIERO CO SIĘ NARODZIŁEM. MAM, JAK WIDZĘ, NIEZBYT UDANY
DEBIUT, ALE MOŻE DRUGI OBIEKT STRASZENIA BĘDZIE BARDZIEJ WRAŻLIWY NA
GROZĘ ZE MNIE BIJĄCĄ. WY MACIE KIEPSKI GUST.
- Nie, to nie tak - Filozofik nie lubił krytyki pod swoim adresem - Twoim
debiutem było straszliwe przerażenie tego wieśniaka, my zaś mieliśmy
czas na psychiczne przygotowanie się do ujrzenia ciebie. I nawet ja, na
którym duchy nie robią wrażenia, nie potrafiłem się oprzeć uczuciu para-
liżującego strachu.
- TEN WIEŚNIAK UCIEKAŁ PRZEDE MNĄ? - niedowierzaniu towarzyszyła nutka dumy.
- No jasne! Ja też miałem wziąć nogi za pas tylko nie chciałem przegrać
zakładu z przyjacielem.
- Jakiego zakładu? - spytał Humorek, którego szybkość myślenia w niektórych
sytuacjach tylko trochę szybsza była od tempa, w jakim rosną dęby.
- WŁAŚNIE. CHYBA COŚ KRĘCISZ FILOZOFIKU. ALE TEN MIESZKANIEC WIOSKI NAPRAWDĘ
SIĘ MNIE PRZESTRASZYŁ? HE, HE! WIĘC POTRAFIĘ BYĆ STRASZNY, NIESAMOWITY,
PORAŻAJĄCY, ZŁY, OKRUTNY, PRZERAŻAJĄCY, STRASZLIWY, ZATRWAŻAJĄCY,
OTUMANIAJĄCY,...
- Ledwie się narodził a już zna tyle przymiotników. Zdolny młodzieniec,
może zbyt chełpiliwy - stwierdził fachowo Filozofik.
- ...POTWORNY, ZABÓJCZY, NIEDOBRY, SZATAŃSKI,..
- Po co go pochwaliłeś? Mi nigdy nie powiedziałeś, że jestem straszny, choć
tak się starałem - z wyrzutem zwrócił się do towarzysza Humorek.
- ...WREDNY, ZŁOŚLIWY, PODŁY, ZEPSUTY,...
- Wyłącz go! Ja już nie mogę! Mam wrażenie, że ma więcej zalet ode mnie - Hu-
morek zaczął mieć kompleksy.
- On się tylko przechwala, mój drogi Humorku. Nigdy nie dorówna ci choćby
w przewrotności.
- ...NAJPRZEWROTNIEJSZY, NAJCHYTRZEJSZY,...
- Powiedzmy, że tu między wami zachodzi remis. Ale na pewno mój przyjaciel
Humorek jest głupi.
- Jak śmiesz, zuchwalcze!!!
- Cichaj! Uciekajmy, póki można...
- ...NAJGŁUPSZY, IDIOTYCZNY, EE... COOOO? TY CHYTRUSIE NĘDZNY, TEGO CI NIE...
HEJ! WIDOWNIA, GDZIE JESTEŚCIE?! TAKĄ KWESTIĘ MI PRZERWAĆ... CO ZA
PROSTACTWO I BRAK KULTURY. ŻADNEGO SAVOIR-VIVRE. KARYGODNY BRAK SZACUNKU.
LEPIEJ UDAM SIĘ DO AMERYKI I ZOSTANĘ GWIAZDĄ HALLOWEEN.
To powiedziawszy rozmazał się w powietrzu, nie upewniwszy się pierwej, czy
potrafi zmaterializować się z powrotem.
Tymczasem dwaj nie interesujący się tym przyjaciele oddalali się od Alei
z prędkością godną geparciątka. Filozofik cieszył się w duchu, że druh
odniósł niepowodzenie, Humorek miał na ten temat inne zdanie.
- Nie daruję! - zaczął rozmowę przerywaną co chwilę łapaniem powietrza -
Doprawdy nie rozumiem mego pecha. Czy ten krwawooki musiał ukraść mi
pomysł?! Przecież on może mi psuć opinię... O nie!!! Jeszcze dziś muszę
zafundować komuś zawał!
- Lepiej się prześpij, przyjacielu. Pogódź się z myślą, że nigdy nie będziesz
w straszeniu lepszy od ducha. On za to nie ma swoich bogów, nie może liczyć
na powodzenie wśród pań, na udane samobójstwo, pracuje w godzinach nocnych
i nie dostaje wypłaty.
- A na co by mu były pieniądze?
- No jak to, Humorek? A czy ty nie potrzebujesz pieniędzy? Każdy potrzebuje.
- Racja Filozofiku, ty masz zawsze rację. Ja jednak muszę kogoś przerazić!
Filozofik już nie miał zamiaru sugerować innego wyjścia przyjacielowi, bo
za dobrze wiedział, że w tej chwili Humorek nie zajarzyłby nawet, gdyby
wygrał miliardy w lotka. Obserwował kompana, który wszystkimi zmysłami
próbował wytropić dowolnego humanoida. Gdyby nie bogowie, nie udałoby się
to Humorkowi. Właśnie nadchodził jakiś wieśniak. W jednej ręce trzymał
lunetę, w drugiej dzierżył mapę. Filozofik od razu poznał wioskowego głupka.
- Humorek - szepnął do przyjaciela - idzie ktoś, z kim by ci się świetnie
rozmawiało.
- Znasz go?
- Pewnie - obojętnie odparł Filozofik - To uczony, astronom, scjentysta.
Zaciekle zwalcza wierzenia w siły nadprzyrodzone.
- Ja mu dam... Śmie nie wierzyć w duchy...Odmienię mu światopogląd... - sapał
Humorek. Niezwłocznie też ruszył do boju.
Filozofik był szczęściarzem mogąc to widzieć.
Zbliżający się Homo Sapiens nazywał się Gigagłąb Protezomózgi. Był bardzo
dumny ze swego wyjątkowego, niepowtarzalnego imienia.
- Gdzie, do diabła, jest ta Australia? Mogliby uaktualnić tę mapę księżyca.
Nic się nie zgadza... - mruczał człeczyna do siebie.
Nagle zobaczył zjawę, która wychynęła z ciemności starając się nie przewrócić.
- Uuuhuuuu! - zawył Humorek tak, że od każdego ducha dostałby w gębę za
nabijanie się ze straszenia wstępnego - Jestem duchem twej żony, którą
porzuciłeś dla nauki.
- Czy mógłbyś powtórzyć pierwsze słowo, nie za bardzo dosłyszałem. A co do
mojej żony to całe życie byłem kawalerem. Poza tym to głupio pan wygląda
w tym ubranku - Gigagłąb nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji, w czym
pomogło mu również wyczucie pokrewnej duszy.
- W takim razie jestem duchem studenta, którego nazywałeś osłem wśród osłów -
nie poddawał się Humorek - i który przez ciebie cierpiał na rozdwojenie
osobowości.
- Co ty dziwoloągu opowiadasz?! To mnie nazywają osłem, choć różnię się od
tego owada. Bo przecież nie szczekam, nie ulegam jonizacji, nie chwytam
się brzytwy, płacę podatki. Więc jestem człekiem. Myślę, więc nim jestem,
co nie? - spytał Gigagłąb z nadzieją.
- Hmmm, w każdym bądź razie jesteś. Przy twoim stanie świadomości samego
siebie dziwi mnie twa niewiara w duchy i zjawiska paranormalne.
- Sam nie wiem, może gdybym jakiegoś zobaczył...
- To ty ślepy jesteś?! Oto stoję przed tobą, nawrócić na wiarę w złe siły cię
usiłuję, szczerzę okrutnie zębiska... a ty mi o ośle opowiadasz. Przez
tobie podobnych się zniechęcam. Kiedyś to moi ziomkowie mieli dobrobyt...
Wystarczyło przywdziać białą postać i ludzie drętwieli zanim się im
przedstawiło. A teraz - Humorek machnął zamaszyście ręką niszcząc harmonię
otaczającego kurzu - eee, szkoda gadać. Ludziska wybredne się porobiły.
W głowie im kariery, używki...
- Ty nie zrobiłeś kariery aktorskiej, prawda? - przerwał Gigagłąb.
- Co ty, głuchy jesteś?! Mówiłem przecie, żem duch prawdziwy. Ty otumaniony
niedowiarku! - nie wytrzymał wreszcie nerwowo Humorek.
- Słyszałem, że duchy są kulturalne i poza straszeniem i zabijaniem nikogo
nie obrażają. Nie jesteś duchem! - stanowczo stwierdził Gigagłąb.
- Ależ jestem. Tylko czasem i duchy nie wytrzymują przy szczególnie trudnych
i topornych klientach. Widzisz, tego nie wiedziałeś! - tryumfująco rzekł
Humorek, pewny już swego sukcesu.
- Słyszałem, że duchy ZAWSZE są kulturalne - upór Gigagłąba nie uznawał
granic.
- Ty naprawdę jesteś głuchy! I głupi! Na próżno szukasz Australii po tej
stronie księżyca. Ona jest na drugiej półkuli. Ty nie jesteś profesorem! -
stanowczo stwierdził Humorek - Uczony by o tym wiedział.
- A skąd ty wiesz, że na drugiej a nie na przykład trzeciej półkuli?
- Bo byłem pilnym uczniem na geografii i wiem, że na pewno nie na trzeciej
półkuli.
- To dlaczego tu pisze...
- Niemądry jesteś - władował się Humorek w środek zdania rozmówcy - i basta!
To jak? Boisz się czy nie!
- Czego?
- Eeeh... Filozofik - przypomniał sobie o przyjacielu, który zaczął już
zasypiać - słyszałeś tego błazna?
- Słyszałem dwóch... Trudno ustalić, który lepiej gada od rzeczy...
- No, no, no - oburzył się Gigagłąb - tylko nie błazna! Co jak co, ale nigdy
nie byłem błaznem...
- Właśnie Filozofiku - i Humorek zaczął się bronić - skoro on nie był to jak
ja miałbym niby nim być? A co ty, nadęty bufonie wiesz np. o Australii, hę?
Na której połowie księżyca się ona znajduje?
- Na lewej, ty tłuczku - Filozofik próbował zmusić obu do myślenia.
- Ahaaaa - zrozumieli jednocześnie Humorek z Gigagłąbem.
- Na żadnej lewej - wkurzył się zrezygnowany Filozofik - Co wy w ogóle opo-
wiadacie. Jak żyję to nie słyszałem o trzech półkulach. W głowie się też nie
mieści, by ktoś próbował znaleźć Australię na księżycu. Najwięksi idioci
wiedzą, że Australia to najmniejszy kontynent na planecie Ziemia. Jak widać
nie mieścicie się w żadnej skali głupków. Odchodzę, Humorku. Prędzej
z krową do czegoś w życiu dojdę niźli z tobą.
I rozczarowany całkowicie przyjacielem Filozofik zaczął biec jak najdalej,
byle oddalić się od tych świrów. Jednakże w myśl przysłowia "Humorek ma
zawsze szczęście", nie dane mu było uwolnić się od przyjaciela.
Czyżby biegł za wolno, pomimo szalejącej w nim adrenaliny? A może nie wziął pod uwagę przywiązania Humorka do jego osoby, owej nici, która niewidzialnie łączy przyjaciół i które to przywiązanie było dla Humorka koniecznością aby przeżyć choć dwie godziny w tym zakręconym świecie. O tym, drogie dziatki, dowiecie się w następnym odcinku. Być może...
by Elessar