JAK ZOSTAÎEM PRZEMYTNIKIEM Opowieőç ta zdarzyîa się naprawdę i przydarzyîa się jednemu z moich kolegów (w pierwszym zdaniu byîy 2 bîędy ! Korektor.). Po wysîuchaniu jej wydaîa mi się ona na tyle ciekawa iţ postanowiîem jć spisaç. Opowieőç pisaîem w pierwszej osobie, gdyţ tak brzmi o wiele lepiej. Osoby delikatne (czy jest ktoő w ogóle taki), proszone sć o nie czytanie tego artykuîu, gdyţ zawiera on wiele niecenzuralnych wyrazów. Dla dobra sprawy, zostaîy pozamieniane imiona. O przemytnictwie sîyszaîem juţ od dawna, lecz dopiero ostatnio ta dziedzina ( Ludzie! Ratunku! On napisaî DZIDZINA! Korektor.) pracy zainteresowaîa mnie bardziej. W mojej klasie byî jeden chîopak, który przynajmniej pięç raz w tygodniu kursowaî do ruskich zbijajćc kasę. Po pewnym namyőle powiedziaîem sobię :"on moţe to czemu ja nie mogę?". Zaczćîem wyliczaç rzeczy potrzebne do wyjazdu: najwaţniejsze to kasa (ten problem uwaţaîem za rozwićzany, te póî bańki zawsze się znajdzie), dalej paszport (kurwa, stary juţ niewaţny, ale wyrobię sobie nowy (po chuj ludziom paszporty, o jeden papier więcej - czysty idiotyzm)). Resztę rzeczy uwaţaîem za maîo waţnć i do znalezienia pod rękć. Po rozmowie z klasowym przemytnikiem, powiedziaî, ţe zabierze mnie ze sobć. To juţ duţy plus. W mojej klasie byî jeszcze jeden chętny na wyjazdy za granicę, on teţ będzie wyrabiaî paszport i takţe chce jechaç z Jackiem (to ten klasowy przemytnik). Po zîoţeniu papierów na paszport, mogîem jedynie czekaç i sîuchaç, jak to przemyt rozwinćî się na większć skalę. Ostatnio znaleziono w pocićgu czterysta kartonów papierosów. W dniu odebrania paszportu musiaîem wyjechaç. Po powrocie wbiegam do domu i pytam "gdzie paszport", brak odpowiedzi no to ja znowu "cholera gdzie ten paszport", tym razem byîa krótka odpowiedţ "nie ma", wzburzony krzyczę "jak to kurwa nie ma". Po krótkiej rozmowie uzgadniam, ţe paszport odbierzemy jutro. Jutro. Juţ mam, cacy paszporcik, jeszcze îadniejszy od starego. W szkolę chwalę się wszystkim moim paszportem, po drodze usîyszaîem, ţe Piotrek (to ten co teţ chciaî zostaç przemytnikiem) juţ raz jeűdziî, podobno kupiî pięç kartonów i przewiózî tylko dwa (przy czym jeden moţna przewieţç legalnie). Ale się kurwa przerobiî, taki numer wyjebaç to tylko on potrafi, ale baîwan. Po wyőmianiu się do îez, ustaliîem z Jackiem, ţe wyjazd będzie za kilka dni, wtedy będzie wolny dzień. Zadowolony z obrotu sprawy czekam te parę dni Parę dni. Wreszcie (Juţ nie mogę - on napisaî WREŐCIE. Korektor.) dzień wyjazdu. Do Jacka mam zajőç o 20, a pocićg rusza o 21.08. Po dobrych radach co mam wîoţyç do plecaka, spakowany wychodzę z domu. Równo o 20 zjawiam się u Jacka. Chwilę potem wychodzimy z domu. Do dworca mamy kilkaset metrów. Szybko do niego dochodzimy. Prawie caîy pocićg zapchany, a Jacek mówi:"coő maîo dzisiaj ludzi". Patrzę na niego jak na wariata i myőlę sobie jak to jest kiedy jest duţo ludzi. Po wejőciu na peron marzę o znalezienu kawaîka wolnego miejsca. Nagle z okna ktoő krzyczy "Jacek chodű tutaj mamy jedno miejscę wolne". Szybko pomykamy w kierunku gîosu. Po wrzuceniu plecaków wychodzimy na peron. Naglę coő sobię przypominam - kurwa jeszcze nie kupiîem biletów. Biegniemy do kasy, Jacek kupuje mi bilety z Biaîego do Kuűnicy, z Kuűnicy do Grodna, z Grodna do Kuűnicy. Po pytaniu dlaczego nie kupiî mi z Kuűnicy do Biaîego na jutro odpowiada mi, ţe mogę nie wróciç (kurwa ja miaîbym nie wróciç, zajebię dla jakiegoő celnika fanara pod oko to kutas mnie od razu puőci)(A juőci. Korektor). W pocićgu znalazîo się dla mnie póî miejsca siedzćcego. Po drodze poznaîem trzech fajnych ludzi. W Kuűnicy pocićg zatrzymuje się i podobno ma tam staç godzinę. Większoőç ludzi idzie się wyszczaç. Po oblaniu jednego z wagonów wracam do pocićgu. Gdy siedzę Jacek się mnie pyta czy chcę kupiç voucher, to ja nato co to takiego, a on mi na to, ţe kosztuje tylko 10 tys. i, ţe bez tego nie puszczć mnie przez granicę. Pospiesznie kupuję to gówno i wypeîniam je. Po chwili wchodzi jakaő menda i mówi: paszporty i vouczery do kontroli. Gdy nadchodzi moja kolej daję mu potrzebne rzeczy. Patrzy na zdjęcie i na mnie, robię gîupawć minę. On dalej oglćda mój paszport, po czym pyta: pierwszy raz. W duch mówię sobie: idţ zwal se konia. Paszport wraca do mojej ręki. Pospiesznie czyszczę go, gdyţ zapewne miaî brudne îapy. Po chwili pocićg rusza. Jazda do Grodna szybko mija. O godzinie 00.00 jesteőmy na miejscu. Przy drzwiach stoi jakiő fagas i pyta czy chcemy coő zadeklarowaç. Chciaîem mu powiedzieç, ţe mam zîotego fiuta, lecz gdy wychodziîem juţ go nie byîo. Poszedîem z Jackiem do skrytek na dworcu. W Biaîym ustaliliőmy, ţe na poczćtek przewiozę jego kartony. Propozycja wydaîa mi się ciekawa, gdyţ nie musiaîem za nie pîaciç. Powyjmowaliőmy wszystki kartony z jego skrytek (miaî ich trzy) i zaczęliőmy wpieprzaç wszystko do plecaków. W sumie mieliőmy chyba razem ze 20 kartonów. Następnie poszliőmy na tamoţnć. Z opowiadań o tym strasznym miejscu nie mogîem się doczekaç by zobaczyç na wîasne oczy jak to wyglćda. Byîo to wejőcie nad którym byîo napisane :tamoţjennyj zaî (za chuja nie wiedziaîem co to oznacza). Dalej byî krótki korytarz, a za nim sala. Na samym końcu znajdowaîy się przejőcia do poczekalni. Przy wejőciu byîa maîa grupka osób. Przepychajćc się îokciami staraîem dostaç się na sam poczćtek. Po wywalczeniu dobrego miejsca pozostaîo czekaç. Za nami zebraî się juţ maîy tîumek ludzi. Pocićg miaî ruszaç o 3.20, a byîa juţ 3.00. Chwilę potem pojawili się juţ celnicy, a po jeszcze dîuţszej chwili zaczęto wpuszczaç ludzi. Gdy nadeszîa moja kolej jakiő dupek wskazaî mi jednego z celników do którego się niezwîocznie udaîem. Podchodzę do niego, a on mi dawaj deklaracju (byî to őwistek papieru, który trzeba byîo wypeîniç, praktycznie trzeba tam pisaç ,ţe wszystkiego nie masz (typ który to wymyőliî musiaî mieç zdrowo najebane pod sufitem)). Daîem mu kartkę, a on pyta ile mam kartonów. Mówię z zadumć - jeden. Pizduő wskazujćc na mój plecak mówi atkrywaj. No to otwieram i zaczyna grzebaç w moim plecaku. Gdy wygrzebaî juţ dwa kartony pyta jeszcze raz ile mam to ja mu - no będzie z trzy, a on adniesi dwa. Sprintem odnoszę kartony do skrytki i wracam i mówię juţ odniosîem, a on nadal gîupkowato patrzy się na mnie i coő tam pieprzy. Miaîem tak doskonale opanowany język, ţe nic nie zrozumiaîem. Nagle ze zdziwieniem widzę, ţe ta dupa dalej grzebie w plecaku. On niby nic dalej wykîada moje kartony na stóî. Gdy wyîoţyî następne dwa spojţaî na mnie troskliwie i spytaî ile masz, po chwili namysîu mówię no będzie z trzy, nagle ten truteń zaczyna traciç cierpliwoőç, sapie, dyszy i nagle - ten jebany gnój rwie mojć deklarację. Następnie spokojnie mówi ty uţe parwaî swoju deklaraciju. Biorćc swój plecak spokojnie myőlę - ale mnie kurwa ta wszawa gnida przerobiîa. Jak się po chwili okazaîo jeden z poznanych przezemnie typów takţe się nie zaîapaî. No to się nieţle popierdoliîo. Następny pocićg dopiero za siedem godzin, a tu za chuja nie ma co robiç i w dodatku to jest őrodek nocy. No to chuj. Przynajmniej się porzćdnię wyőpię. Razem z kolegć poszliőmy szukaç miejsca do spania, lecz wszystkie fotele w zasięgu wzroku byîy pozajmowane przez monstrualnie grube ruskie pierdoîy. Do pizduna to ich kraj, czemu dlatego te dupy nie őpić w domu? Co za popierdolony kraj! Trudno, przeţyję jak raz przeőpię się na podîodze. Wreszcie zobaczyîem spokojne miejsce do spania, byî to kawaîek wolnej podîogi. Trza tu dodaç, ţe większoőç podîogi byîa zajęta, tym razem przez naszych rodaków z Polski. Gdy juţ się uîoţyîem i podîoţyîem coő pod dupę, by jej nie zamroziç, gdyţ podîoga miaîa temperaturę w granicach poniţej zera stopni. Powoli zapadaîem w sen. Miaîem miîy sen jak to paîowaîem celnika, który mnie nie przepuőciî. Gdy otrzćsnoîem się ze snu stwierdziîem, ţe dupa prawie przymarzîa mi do podîogi. Gdy próbowaîem ustaliç przyczynę tego co mnie obudziîo, wstaîem by rozprostowaç koőci. Po chwili usîyszaîem rozmowę telefonicznć, która zapewne obudziîa mnie, a brzmiaîa ona tak aljo, aljo, aljo... Gruba ( O Jezu ! On napisaî gróba ... ) ruska pierdoîa przez caîy czas wykrzykiwaîa to sîowo, tak wogóle to nie rozumiem, jak moţna się dogadaç mówićc tylko jedno sîowo. Obudziîem ( się zlany zimnym potem ) mojego kolegę i zabraîem się do pakowania od nowa. Gdy to juţ skończyîem byîa godzina 9.00. Za póîtorej godziny odjeţdţaî pocićg, więc naleţaîo iőç na tamoţnć. Gdy spojrzaîem do ( No nie ... tu pisaîo - spojţaîem ) őrodka okazaîo się, ţe przyszîa juţ nowa zmiana. Majćc nadzieję, ţe tym razem pójdzie mi lepiej, więc zaczćîem wpieprzaç się na poczćtek kolejki... C D N Cićg dalszy przygód naszego przemytnika juţ w następnym numerze. Nastćpi juţ rozwićzanie naszej historii, oraz nasz przemytnik będzie musiaî odpowiedzieç sobie na pytanie. I to wszystko juţ w następnym numerze. ( UUuuuch ! Ten îoch napisaî - numeţe ) Mr.ICE ( Korektor i LH nie ponoszć ţadnej winy za bîędy w tekőcie. Po prostu niemoţliwoőcić byîo wyîapanie tak wielkiej ich iloőci. Po za tym Ice uţywaî slangu przemytników, więc wiele wyraţeń i nazw zostaîo tak, jak on to napisaî. Jak ten gîćb się dostaî do liceum ? ) ˙